Trochę gorzej jest już na miejscu. Za komunikację miejską można zapłacić za pomocą aplikacji mPay i SkyCash albo kupić bilety w automatach, które przyjmują karty zbliżeniowe. Problemem z mojego punktu widzenia mogłyby być taksówki. Wiele korporacji akceptuje karty płatnicze, ale tylko jedna przyjmuje zbliżeniówki. I tak mieszkańcy Warszawy mogą mówić o szczęściu, bo we Wrocławiu brak takich udogodnień.
Na szczęście o taksówki także troszczy się firma, więc mi pozostał inny drobiazg – poszukiwanie pożywienia. Polowanie na śniadanie rozpocząłem w okolicach Ronda Jazdy Polskiej. Niestety przechadzka w stronę Placu Zbawiciela obfitowała w porażki. Starbucks – nie da rady. Kilka azjatyckich barów, piekarnia, kebab, hipsterski lokal pełen bagietek – to samo. Gdzieniegdzie można płacić kartami, ale nie bezstykowymi. Jedyny zaopatrzony w odpowiedni sprzęt sklep, który napotkałem po drodze sprzedawał kostiumy kąpielowe, ale aż tak głodny jeszcze nie byłem.
Na marginesie uwaga – często terminale bezstykowe trafiają do sklepów, w których płatność zbliżeniówką będzie raczej rzadkością. Znaczek PayPass/payWave widziałem w wielu luksusowych butikach, gdzie ceny zaczynają się od poziomu grubo przekraczającego 50 zł. Zapewne jest to przypadek. Po prostu nowe punkty handlowe dostają nowszy sprzęt, wyposażony w zbliżeniowe czytniki. Szkoda tylko, że w wielu miejscach, gdzie drobne płatności stanowią gros transakcji, dalej „kwitną” stare modele terminali.
Na szczęście wszystko dobrze się skończyło – na ulicy dostrzegłem rzecznika Grupy BRE i idąc jego śladem trafiłem do odpowiedniego lokalu. Dziękuję.