Sami autorzy ustawy, tak nieuczciwej wobec budujących przyszłość kraju przedsiębiorców, przyznając, że „niewątpliwie może mieć negatywny wpływ na wzrost gospodarczy”, szacowali je na 0,2 proc. PKB, czyli 4 mld zł. Rzeczywiste były znacznie większe, to 6-7 mld zł. Nakazane nieróbstwo, które w obiegu prawnym zaistniało dopiero… 8 listopada, uderzyło zwłaszcza w przemysł, budownictwo, transport, handel, finanse, ale także rolnictwo. Straty branżowe absolutnie nie zostały zrównoważone w usługach turystycznych. Na szali pozytywnej można położyć np. sprzątanie czy inne roboty domowe. Osobiście walczyłem z liśćmi, oczywiście po ściągnięciu z masztu flagi, albowiem przedłużenie jej wywieszenia byłoby brakiem szacunku dla Narodowego Święta Niepodległości. Widocznie taki prywatny wymiar całkowitego zastoju państwa w powszednim dniu (w żadnym kalendarzu na 2018 r. nie była to kartka czerwona) miał spowodować „pozytywne skutki społeczne”.
W komentarzu przed wielkim świętem utrafiłem w jego obraz w stolicy, co było łatwe. Napisałem „Najprostsze byłoby zgodne przyjęcie, że podczas obchodów dosłownie każdy element inny niż biało-czerwony to prowokacja — jednak do ich wyeliminowania konieczny byłby przynajmniej świąteczny rozejm”. I takowy oczywiście nie nastąpił — idący pod osłoną wojska w pierwszej, małej części pochodu władcy kraju odcięli się od drugiej tzw. buforem bezpieczeństwa i nawet się nie oglądali. Gigantyczny peleton był w swojej masie również biało-czerwony, jednak prowadzony przez patriotów aż tak patriotycznych, że barwy narodowe im nie wystarczają. Rzeszę otwierały zielone flagi Obozu Narodowo-Radykalnego (ONR) z ręką trzymającą pałę, pardon, miecz. Krocząca obok z własnymi Forza Nuova to organizacja neofaszystowska, chociaż we Włoszech legalna. A przecież według prezydenta i premiera, żadnej łyżki dziegciu w dumnej biało-czerwonej beczce miało nie być! Przy okazji trzeba pamiętać o ważnej okoliczności prawnej. Otóż niezarejestrowany tzw. marsz państwowy, czyli wyizolowana część pierwsza, nie miał podstawy w prawie o zgromadzeniach. Zgodnie z ustawą maszerowała natomiast druga (sądy potwierdziły prawidłowość jej rejestracji), wykorzystująca przepisy o „zgromadzeniach organizowanych cyklicznie”.
W filmie „Zezowate szczęście” z Bogumiłem Kobielą jest scena, której trudno nie pamiętać w odniesieniu do tegorocznego 11 listopada. Zagubiony Jan Piszczyk zabłąkał się w II RP na demonstrację, popierającą mocarstwowość Polski i twardość marszałka Edwarda Rydza-Śmigłego w konflikcie z Litwą. Niósł transparent i krzyczał „Wodzu prowadź na Kowno”. Do pochodu sanacyjnego podłączyła się jednak ekipa ONR. Skołowany Piszczyk krzyczał więc naprzemiennie: „Na Kowno” dla tych z przodu, a „Precz z sanacją” dla tych z tyłu. Na końcu policja spałowała agresywnych ONR-owców oraz niewinnego Piszczyka. W minioną niedzielę agresji na szczęście nie było, to niewątpliwie dowód społecznego postępu. Niemniej w świat poszły głównie przekazy flag i transparentów, których zgodnie z zapewnieniami władców kraju w ogóle miało nie być. W dniu tak wyjątkowym Polska znowu poniosła wizerunkowe straty. © Ⓟ